piątek, 1 lutego 2013

Rozdział 3.






-Hurra ! – jęknęłam wchodząc do kawiarni.
-Może wspólnie zjemy śniadanie ? – szedł tuż za mną. – Nikogo tutaj nie znam.
-Mnie też nie znasz. – usiadłam przy stoliku.
-Ciebie znam chociaż po imieniu. – usiadł naprzeciw mnie. – I z Twojego pięknego uśmiechu. Dlaczego nie zareagowałaś jak Cię wołałem wczoraj?
-A po miałam reagować skoro Cię nie znałam ? – spojrzałam do karty dań. – A poza tym nie mam na imię „Ej Ty”. – ostatnie wyrazy wzięłam w tak zwane króliczki.
-Nie wiedziałem jak masz na imię. – wzruszył ramionami.
-I może tak było lepiej ? – przywołałam kelnera i złożyłam zamówienie.
-Dlaczego mnie tak nie lubisz ? – uważnie mi się przyglądał.
-A kto powiedział, że Cię nie lubię ? – zmrużyłam oczy i odłożyłam kartę na bok.
-Bo tak to wygląda. – westchnął i złożył zamówienie.
-To źle wygląda.
-Naprawdę ? – na jego twarzy pojawił się delikatny uśmiech.
-Nie. – mruknęłam. – Nie zadaję się z nieznajomymi więc przykro mi.
-Nie chcesz mnie poznać ? – poruszał zabawnie brwiami.
-Chcę zjeść śniadanie, pozwolisz mi na to ? – spojrzałam na niego, a ten kiwnął tylko głową.
Podziękowałam kelnerowi za przyniesiony posiłek wraz z kawą, tak samo uczynił on. Przyglądał mi się uważnie, a z jego twarzy nie znikał uśmiech. Czułam się trochę dziwnie, nieznajoma osoba przyglądała się mi, a ja nie mogłam nawet spokojnie zjeść. Cieszyłam się bardziej z każdym kęsem. Z czego? Chociażby z tego, że wyjdę z tej kawiarni i skończy się ta cała krępująca sytuacja. Kiedy skończyłam jeść poprosiłam kelnera o rachunek.
-Ja zapłacę. – chwycił moją dłoń i delikatnie się uśmiechnął.
-Nie trzeba. – wysiliłam się na delikatny uśmiech i zabrałam swoją dłoń sięgając po portfel.
-Daj mi tę satysfakcję. – uśmiechnął się spoglądając na rachunek.
-Potrafię płacić za siebie. – skrzywiłam się, ale to nie pomogło, bo wyjął z portfela pieniądze i podał je kelnerowi, ten tylko skinął głową i odszedł. – Nie trzeba było.
-Ale wypadało. – wyszczerzył się. – Nauczyli mnie, że za piękne kobiety wypada płacić.
-Bez przesady. – zaśmiałam się i wstałam.
-Już idziesz ? – podniósł się zaraz za mną.
-Tak, mam zajęcia o trzynastej, więc przepraszam. – delikatnie się uśmiechnęłam i odeszłam z nadzieją, że nie pójdzie za mną, ale oczywiście myliłam się.
-Może chciałabyś wpaść na nasz trening ? – otworzył mi drzwi i przepuścił w nich.
-Oglądanie spoconych dryblasów ? – zmierzyłam go wzrokiem. – Nie dzięki.
-Znów jesteś niemiła.
-Cristian, posłuchaj mnie uważnie. – stanęłam przed nim i założyłam ręce. – Nie jestem Tobą zainteresowana, więc nie narzucaj się. W moim słowniku nie ma wyrazu miłość i już zapewne się nie pojawi, bo nikt nie zdoła wzbudzić tego uczucia we mnie.
-Ale dlaczego myślisz, że narzucam Ci się ? – również założył ręce na swojej klatce piersiowej. – Chcę po prostu mieć z kimś normalny kontakt.
-Masz kolegów z drużyny. – jęknęłam.
-Myślisz, że mogę z nimi przebywać całą dobę ? – zaśmiał się. – Chyba nie chcesz, abyśmy się pozabijali.
-Jejku, nie interesuje mnie to. – delikatnie się skrzywiłam. – Możecie sobie wydrapać oczy, pourywać ręce czy nawet wzajemnie się potopić. Nie interesuje mnie to.
-Więc skoro nie lubisz nas to po co przyszłaś na prezentację?
-Bo nie chciałam zrobić przykrości Milenie, rozumiesz?
-A dlaczego nas tak nie lubisz ?
-Po prostu nie mam zamiaru zadawać się z rozkapryszonymi gwiazdeczkami, które myślą że wszystko im można, jasne ? – przewiesiłam torbę przez ramię. – Jeszcze jakieś pytania masz ? Spieszę się.
-Przyjdź do nas na trening, proszę Cię. – delikatnie się uśmiechnął. A już myślałam, że odpuści. Jaaaasne, doczekałam się tego, że uhuu! – A wtedy zobaczysz jacy jesteśmy naprawdę. Będę czekał na Ciebie przed halą jutro o czternastej, pasuje?
-Jeżeli się zgodzę to dasz już mi spokój ? – spojrzałam w jego oczy. – Za chwilę spóźnię się na zajęcia.
-Tak, więc jak ? – szerzej się uśmiechnął. – Widzimy się jutro o czternastej ?
-Tak. – skinęłam głową. – A teraz muszę iść.
Posłałam w jego kierunku delikatny uśmiech, odwróciłam się i ruszyłam na zajęcia. Droga do uczelni zajęła mi jakieś trzydzieści minut, a tam przed budynkiem czekała już na mnie Milena. Przywitałam się z nią i razem weszłyśmy do budynku, a później do sali. Tam zajęłyśmy miejsce w jednym z ostatnich rzędów, wiecie, żeby się za bardzo nie wychylać i żeby nikt nie myślał, że będziemy się podlizywać. Co to, to nie.
-Guten Tag. – wykładowca wszedł i oczywiście od razu zaczął szprechać po niemiecku.
Odpowiedzieliśmy mu równie miłym dzień dobry w języku niemieckim i wygodnie rozsiedliśmy się na krzesełkach. Puścił w obieg jakąś kartkę, na której kazał nam się podpisać. Stwierdził, że musiał mieć dowód na to, że chodzimy do niego na zajęcia. Spoko, można i tak. I zaczęło się.. Męczarnia, nudna męczarnia. Szczerze mówiąc już wolałam siedzieć w tej kawiarni z Cristian’em niżeli zamulać w sali wykładowej i słuchać tego głupiego wykładowcy. Z każdą minutą moje powieki stawały się cięższe, przez co czułam, że chwila moment znuży mnie sen.
-Gabi, nie śpij. – Milena delikatnie uderzyła mnie w ramie.
-Boże, jakie te wykłady są nudne. – szepnęłam przecierając oczy. – Gdzie wywiało Cię rano ?
-Piotrek zaprosił mnie na śniadanie, nie wypadało odmówić. – uśmiechnęła się i wzruszyła ramionami.
-Lena, czy Ty coś do niego, no wiesz, czujesz ? – uważnie się jej przyjrzałam.
-Wiesz, sama nie wiem. – westchnęła. – Ostatnio bardziej się do siebie zbliżyliśmy. Czasem wydaje mi się, że ze mną widzi się częściej niż z Olką.
-To nie jest odpowiedni moment na taką rozmowę. – delikatnie się uśmiechnęłam i pogładziłam jej dłoń. – Pogadamy o tym wieczorem, dobrze ?
-Niech będzie. – szepnęła.
Znów skupiłyśmy się na wykładzie. Na szczęście zrobiłyśmy to w odpowiednim momencie, bo akurat wykładowca stwierdził, że chce nas sprawdzić, a właściwie to chciał sprawdzić to, co umiemy i czego nauczyliśmy się do tej pory. Zadawał nam chyba najprostsze pytania jakie mogliśmy usłyszeć. Nawet głupek potrafiłby odpowiedzieć na pytanie typu „Woher kommst du?”, „Wie alt bist du?”, „Wo wohnst du?” czy „Wie heißt du?”. Zapewne największy matoł bez problemu poradziłby sobie z tymi pytaniami, ale cóż chciał wiedzieć zapewne czy chociaż na takie pytania większość potrafi odpowiedzieć. Gdy przepytał wszystkich, nasza grupa liczyła tylko dwadzieścia osób, postanowił zakończyć wykład. Ucieszyłam się z tego, bo dłużej bym tam nie wytrzymała. Poczekałyśmy aż wszyscy opuszczą salę i wyszłyśmy na końcu. Kupiłyśmy sobie jeszcze kawę w automacie i opuściłyśmy budynek uczelni.
-Jedziecie z nami ?



_____________________________________
Trochę krótki, przepraszam. ;<


8 komentarzy:

  1. wybaczamy ^^ ale błagaaaaaaaaam o nowy na wystarczy mi że jesteś tu błagaaam ^^

    OdpowiedzUsuń
  2. trafiłam tu przez przypadek. ale po przeczytaniu stwierdzam, że będę częstym gościem:)
    pozdrawiam
    http://niedostepni-dla-siebie.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo fajne opowiadanie ; ))
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń