niedziela, 24 lutego 2013

Rozdział 11.





Nie odpowiedział nic, jedynie delikatnie uniósł kąciki ust ku górze i bez mojego pozwolenia wszedł do środka. Od razu stanął za blatem kuchennych mebli i spojrzał na mnie.
-To co, zabieramy się za szykowanie kolacji wigilijnej? – z jego twarzy nie znikał uśmiech. Był tak samo piękny jak wtedy, kiedy za pierwszym razem go zobaczyłam, jak podczas meczu na Igrzyskach w Londynie. Ponownie zatraciłam się w tym jego cudownym uśmiechu. – Będziesz dalej się tak na mnie wpatrywała czy pomożesz?
-Przepraszam. – westchnęłam i zamknęłam drzwi. – Ale nie odpowiedziałeś na moje pytanie.
-Mówiłaś rodzicom, że spędzasz święta ze znajomymi. – spojrzał na mnie, po czym wrzucił zakupione przeze mnie uszka do wrzącej wody. – Więc postanowiłem ułatwić Ci sytuację. – wzruszył obojętnie ramionami. – I nie chciałem, abyś wyszła na kłamczuchę przed rodzicami.
-Noe potrzebuję Twojej troski. – westchnęłam. – A rodzicom zawsze mogłabym coś powiedzieć i uwierzyliby.
-Lepiej okłamywać rodziców, tak ? – spojrzał na mnie z lekkim wyrzutem.
-Możliwe. – wzruszyłam ramionami. – A Ty dlaczego nie wróciłeś do siebie na święta ?
-Chodź, pomożesz mi. – odwrócił swój wzrok i spojrzał na gotujące się uszka. – Podgrzej barszcz i możemy zasiadać do stołu.
-Tak, z jedną potrawą, brawo. – wywróciłam oczami i sztucznie się uśmiechnęłam.
-Nie dałaś mi dokończyć. – mruknął. – A ja wstawię do mikrofalówki rybę i pierogi.
-Poważnie? – przeniosłam wzrok na niego, a ten tylko w odpowiedzi na moje pytanie uśmiechnął się.
Nie protestowałam, nie miałam na to siły. Podeszłam do gazówki i spokojnie wpatrywałam się w pływające oczka znajdujące się na powierzchni barszczu. Kiedy tylko ponownie się zagotował zakręciłam kurek i butlę z gazem, po czym spojrzałam na pochłoniętego w swoim zajęciu Włocha. Zwinnymi ruchami przekładał z pojemnika na talerze to rybę, to pierogi czy jakieś kawałki ciast. Podeszłam do niego, a ten podał mi talerz z rybą, który włożyłam do mikrofalówki. Nie rozmawialiśmy w ogóle podczas przygotowywania tego wszystkiego. Nakryłam do stołu kuchennego i poukładałam na nim wszystkie potrawy, które mieliśmy. Savani wyjął jeszcze opłatek, który położył na mniejszym talerzyku, a razem z nim pomiędzy potrawami. Nie zauważalnie dla niego wyszłam do pokoju i usiadłam na parapecie wpatrując się w niebo, które z każdą sekundą było coraz ciemniejsze. Zagaszone światło nie przyciągało uwagi przechodniów, którzy pospiesznie szli chodnikiem, zapewne spiesząc się do domu. Czułam jak do moich oczu napływają łzy, które mimowolnie zaczęły spływać po moim policzku. No tak, wspomnienia wzięły górę nade mną. Widok Cristian uwijającego się w kuchni przywrócił te wspomnienia, które miałam ukryte głęboko w sobie. Przed moimi oczami miałam dosłownie taką samą sytuację. Widziałam jak po raz pierwszy spędzałam święta jako żona, jak razem, tylko we dwoje, chcieliśmy spędzić pierwsze wspólne święta obiecując rodzinie, że za rok spotkamy się wszyscy razem. Widziałam ten jego cudowny uśmiech, który towarzyszył mu przy przygotowywaniu pierogów czy uszek.
-Gabi. – z moich rozmyśleń i zarazem wspomnień wyrwał mnie głos gościa.
-Już idę. – odparłam nie chcąc dać po sobie poznać, że akurat przerwał mi moje monotonne wylewanie łez. – Już idę. – powtórzyłam i szybkim ruchem otarłam mokre od łez policzka.
-Gabi, co się stało ? – poczułam jak jego dłoń dotyka mojego ramienia.
-Nic. – nie odrywałam wzroku od szyby.
-Przecież widzę. – chwycił delikatnie mój podbródek i przekręcił delikatnie moją twarz w swoją stronę. – Dlaczego płaczesz?
-Nie płaczę! – niemalże krzyknęłam. – A jeżeli nawet to nie Twoja sprawa!
-Nie widzisz, że staram się pomóc Ci?! – krzyknął, ale nie przejęłam się tym.
-Nie potrzebuję Twojej pomocy, do cholery. – znów poczułam jak po moich policzkach spływają łzy. Zeskoczyłam z parapetu i przeszłam do kuchni, a zaraz za mną zrobił to Cristian. – Nie potrzebuję Twojej pieprzonej pomocy, Twojej pieprzonej litości! – krzyknęłam w jego stronę połykając łzy.
-Uspokój się. – powiedział nieco spokojniej i mocno mnie objął. – Spokojnie. Zjedzmy kolację i wtedy porozmawiamy, dobrze?
Nie odpowiedziała nic. Wiedziałam, że źle postąpiłam, że nie powinnam była się tak zachowywać, ale to wszystko było silniejsze ode mnie. Otarł kciukiem mokre od łez moje policzki, podszedł od stołu i odsunął moje krzesło. Usiadłam na nim, a tan podsunął talerzyk z opłatkiem. Chwyciłam jeden płatek i spojrzałam na niego. Ten kucnął obok mnie i delikatnie się uśmiechnął.
-Obiecaj mi, że więcej nie zobaczę łez na Twoich policzkach. – pogładził zewnętrzną stroną swojej dłoni mój policzek.
-Ale ja nie mo..
-Nie widzę sprzeciwu. – uśmiechnął się. Znów zapatrzyłam się na ten jego cudowny uśmiech.
-Obiecuję. – odparłam kiedy tylko przestałam wpatrywać się w jego wargi i niepewnie się uśmiechnęłam w jego kierunku. – Przepraszam Cię.
-Nie masz za co mnie przepraszać. – mrugnął okiem i ułamał kawałek białego płatka, a ja uczyniłam to samo.
Zajął miejsce naprzeciw mnie i spokojnie zaczęliśmy spożywać posiłek. Żadne z nas nie odezwało się ani słowem. Nie wymienialiśmy się nawet spojrzeniami, ale czułam, że Włoch nie odrywa ode mnie wzroku. Mój tkwił w talerzy, na którym znajdowały się dwa pierogi, które mimo iż wyglądały apetycznie, nie wywoływały u mnie jakiegoś wielkiego zapału do ich zjedzenia. Niechętnie wmusiłam w siebie owy posiłek, po czym zabrałam się za sprzątanie. Umyłam brudne talerzyki, a Cristian powycierał je ściereczką i pochował do półki. Przy okazji zaparzyłam owocową herbatę w dwóch filiżankach i zaniosłam je do „salonu”. Rozsiedliśmy się na kanapie, ale ja nadal byłam nieobecna.
-O czym tak myślisz? – ocknęłam się dopiero wtedy, kiedy usłyszałam słowa włoskiego przyjmującego.
-Wiesz, kiedy tak szykowałeś te wszystkie posiłki wróciły wspomnienia. – znów w moich oczach zaszkliły się łzy. – Widziałam to jak po raz pierwszy przygotowywałam się do Wigilii już jako żona.
-Przepraszam, nie wiedziałem. – westchnął i odwrócił głowę.
-Nie masz za co przepraszać, nie wiedziałeś. – delikatnie się uśmiechnęłam, ale on nie zareagował.
-Zdradziła mnie, a ja ją kochałem. – wysyczał przez zaciśnięte zęby. Chciałam się zapytać o co chodzi, ale nie dopuścił mnie do słowa. – Nie czułem się wcale lepiej od Ciebie. Wmawiała mi, że mnie kocha, a na boku miała kogoś innego. Później wyjechała i zostawiła nasze dziecko u moich rodziców. A ja nie mogłam zrezygnować z tego kontraktu, bo podpisałem go pół roku przed tym całym jej incydentem.
-Ale jak to? Zostawiłeś dziecko i przyjechałeś tutaj, do Polski? – spojrzałam na niego, a moje oczy wyglądały co najmniej jak pięciozłotówki.
-Została u moich rodziców. – westchnął. – Mama miała ją przywieźć na święta do mnie, ale samoloty się opóźniły. I teraz nie wiem czy będzie tutaj.
-Zadzwoń do mamy. – chwyciłam jego dłoń.
Bez słowa wyjął telefon z kieszeni swoich spodni, wykręcił numer i przystawił telefon do ucha. Kiedy tylko ktoś odebrał podniósł się i zaczął rozmawiać po włosku. Kiedy zakończył, schował telefon do kieszeni.
-Przepraszam. – jedynie tyle powiedział, bo od razu zabrał kurtkę i wybiegł.
-Super. – mruknęłam pod nosem i włączyłam telewizję.
Zapowiadał się kolejny nudny wieczór, tyle że tym razem wigilijny. Choć jak dla mnie to też nie było żadnej różnicy. Chwyciłam do ręki szklankę z herbatą i zapatrzyłam się w ekran. Oczywiście nie obeszło się bez Kevina i jego przygód. Mimo iż co roku to pokazują to każda polska rodzina nie wyobraża sobie świąt bez tego. Pustą szklankę odłożyłam na stolik. Rozległo się pukanie do drzwi więc podniosłam się i zabrałam przy okazji szklanki, które postawiłam na blacie mebli kuchennych. Podeszłam do brązowych, drewnianych drzwi i uchyliłam je.



2 komentarze:

  1. ciekawe kogo tam niesie ;>
    zdecydowanie za żadko rozdział :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem, wiem i przepraszam. ;c. Ale to dlatego, że jestem zapracowana i praktycznie wieczorem dopiero jestem w domu i nie mam siły. ;c

      Usuń