Nie odpowiedział nic, jedynie
delikatnie uniósł kąciki ust ku górze i bez mojego pozwolenia wszedł do środka.
Od razu stanął za blatem kuchennych mebli i spojrzał na mnie.
-To co, zabieramy się za szykowanie
kolacji wigilijnej? – z jego twarzy nie znikał uśmiech. Był tak samo piękny jak
wtedy, kiedy za pierwszym razem go zobaczyłam, jak podczas meczu na Igrzyskach
w Londynie. Ponownie zatraciłam się w tym jego cudownym uśmiechu. – Będziesz dalej
się tak na mnie wpatrywała czy pomożesz?
-Przepraszam. – westchnęłam i
zamknęłam drzwi. – Ale nie odpowiedziałeś na moje pytanie.
-Mówiłaś rodzicom, że spędzasz święta
ze znajomymi. – spojrzał na mnie, po czym wrzucił zakupione przeze mnie uszka
do wrzącej wody. – Więc postanowiłem ułatwić Ci sytuację. – wzruszył obojętnie
ramionami. – I nie chciałem, abyś wyszła na kłamczuchę przed rodzicami.
-Noe potrzebuję Twojej troski. –
westchnęłam. – A rodzicom zawsze mogłabym coś powiedzieć i uwierzyliby.
-Lepiej okłamywać rodziców, tak ? –
spojrzał na mnie z lekkim wyrzutem.
-Możliwe. – wzruszyłam ramionami. – A
Ty dlaczego nie wróciłeś do siebie na święta ?
-Chodź, pomożesz mi. – odwrócił swój
wzrok i spojrzał na gotujące się uszka. – Podgrzej barszcz i możemy zasiadać do
stołu.
-Tak, z jedną potrawą, brawo. –
wywróciłam oczami i sztucznie się uśmiechnęłam.
-Nie dałaś mi dokończyć. – mruknął. –
A ja wstawię do mikrofalówki rybę i pierogi.
-Poważnie? – przeniosłam wzrok na
niego, a ten tylko w odpowiedzi na moje pytanie uśmiechnął się.
Nie protestowałam, nie miałam na to
siły. Podeszłam do gazówki i spokojnie wpatrywałam się w pływające oczka
znajdujące się na powierzchni barszczu. Kiedy tylko ponownie się zagotował
zakręciłam kurek i butlę z gazem, po czym spojrzałam na pochłoniętego w swoim
zajęciu Włocha. Zwinnymi ruchami przekładał z pojemnika na talerze to rybę, to
pierogi czy jakieś kawałki ciast. Podeszłam do niego, a ten podał mi talerz z
rybą, który włożyłam do mikrofalówki. Nie rozmawialiśmy w ogóle podczas
przygotowywania tego wszystkiego. Nakryłam do stołu kuchennego i poukładałam na
nim wszystkie potrawy, które mieliśmy. Savani wyjął jeszcze opłatek, który
położył na mniejszym talerzyku, a razem z nim pomiędzy potrawami. Nie
zauważalnie dla niego wyszłam do pokoju i usiadłam na parapecie wpatrując się w
niebo, które z każdą sekundą było coraz ciemniejsze. Zagaszone światło nie
przyciągało uwagi przechodniów, którzy pospiesznie szli chodnikiem, zapewne
spiesząc się do domu. Czułam jak do moich oczu napływają łzy, które mimowolnie
zaczęły spływać po moim policzku. No tak, wspomnienia wzięły górę nade mną. Widok
Cristian uwijającego się w kuchni przywrócił te wspomnienia, które miałam
ukryte głęboko w sobie. Przed moimi oczami miałam dosłownie taką samą sytuację.
Widziałam jak po raz pierwszy spędzałam święta jako żona, jak razem, tylko we
dwoje, chcieliśmy spędzić pierwsze wspólne święta obiecując rodzinie, że za rok
spotkamy się wszyscy razem. Widziałam ten jego cudowny uśmiech, który
towarzyszył mu przy przygotowywaniu pierogów czy uszek.
-Gabi. – z moich rozmyśleń i zarazem
wspomnień wyrwał mnie głos gościa.
-Już idę. – odparłam nie chcąc dać po
sobie poznać, że akurat przerwał mi moje monotonne wylewanie łez. – Już idę. –
powtórzyłam i szybkim ruchem otarłam mokre od łez policzka.
-Gabi, co się stało ? – poczułam jak
jego dłoń dotyka mojego ramienia.
-Nic. – nie odrywałam wzroku od
szyby.
-Przecież widzę. – chwycił delikatnie
mój podbródek i przekręcił delikatnie moją twarz w swoją stronę. – Dlaczego płaczesz?
-Nie płaczę! – niemalże krzyknęłam. –
A jeżeli nawet to nie Twoja sprawa!
-Nie widzisz, że staram się pomóc
Ci?! – krzyknął, ale nie przejęłam się tym.
-Nie potrzebuję Twojej pomocy, do
cholery. – znów poczułam jak po moich policzkach spływają łzy. Zeskoczyłam z
parapetu i przeszłam do kuchni, a zaraz za mną zrobił to Cristian. – Nie potrzebuję
Twojej pieprzonej pomocy, Twojej pieprzonej litości! – krzyknęłam w jego stronę
połykając łzy.
-Uspokój się. – powiedział nieco
spokojniej i mocno mnie objął. – Spokojnie. Zjedzmy kolację i wtedy
porozmawiamy, dobrze?
Nie odpowiedziała nic. Wiedziałam, że
źle postąpiłam, że nie powinnam była się tak zachowywać, ale to wszystko było
silniejsze ode mnie. Otarł kciukiem mokre od łez moje policzki, podszedł od
stołu i odsunął moje krzesło. Usiadłam na nim, a tan podsunął talerzyk z
opłatkiem. Chwyciłam jeden płatek i spojrzałam na niego. Ten kucnął obok mnie i
delikatnie się uśmiechnął.
-Obiecaj mi, że więcej nie zobaczę
łez na Twoich policzkach. – pogładził zewnętrzną stroną swojej dłoni mój
policzek.
-Ale ja nie mo..
-Nie widzę sprzeciwu. – uśmiechnął się.
Znów zapatrzyłam się na ten jego cudowny uśmiech.
-Obiecuję. – odparłam kiedy tylko
przestałam wpatrywać się w jego wargi i niepewnie się uśmiechnęłam w jego
kierunku. – Przepraszam Cię.
-Nie masz za co mnie przepraszać. –
mrugnął okiem i ułamał kawałek białego płatka, a ja uczyniłam to samo.
Zajął miejsce naprzeciw mnie i
spokojnie zaczęliśmy spożywać posiłek. Żadne z nas nie odezwało się ani słowem.
Nie wymienialiśmy się nawet spojrzeniami, ale czułam, że Włoch nie odrywa ode
mnie wzroku. Mój tkwił w talerzy, na którym znajdowały się dwa pierogi, które
mimo iż wyglądały apetycznie, nie wywoływały u mnie jakiegoś wielkiego zapału
do ich zjedzenia. Niechętnie wmusiłam w siebie owy posiłek, po czym zabrałam
się za sprzątanie. Umyłam brudne talerzyki, a Cristian powycierał je ściereczką
i pochował do półki. Przy okazji zaparzyłam owocową herbatę w dwóch filiżankach
i zaniosłam je do „salonu”. Rozsiedliśmy się na kanapie, ale ja nadal byłam
nieobecna.
-O czym tak myślisz? – ocknęłam się
dopiero wtedy, kiedy usłyszałam słowa włoskiego przyjmującego.
-Wiesz, kiedy tak szykowałeś te
wszystkie posiłki wróciły wspomnienia. – znów w moich oczach zaszkliły się łzy.
– Widziałam to jak po raz pierwszy przygotowywałam się do Wigilii już jako
żona.
-Przepraszam, nie wiedziałem. –
westchnął i odwrócił głowę.
-Nie masz za co przepraszać, nie
wiedziałeś. – delikatnie się uśmiechnęłam, ale on nie zareagował.
-Zdradziła mnie, a ja ją kochałem. –
wysyczał przez zaciśnięte zęby. Chciałam się zapytać o co chodzi, ale nie
dopuścił mnie do słowa. – Nie czułem się wcale lepiej od Ciebie. Wmawiała mi,
że mnie kocha, a na boku miała kogoś innego. Później wyjechała i zostawiła
nasze dziecko u moich rodziców. A ja nie mogłam zrezygnować z tego kontraktu,
bo podpisałem go pół roku przed tym całym jej incydentem.
-Ale jak to? Zostawiłeś dziecko i
przyjechałeś tutaj, do Polski? – spojrzałam na niego, a moje oczy wyglądały co
najmniej jak pięciozłotówki.
-Została u moich rodziców. –
westchnął. – Mama miała ją przywieźć na święta do mnie, ale samoloty się
opóźniły. I teraz nie wiem czy będzie tutaj.
-Zadzwoń do mamy. – chwyciłam jego
dłoń.
Bez słowa wyjął telefon z kieszeni
swoich spodni, wykręcił numer i przystawił telefon do ucha. Kiedy tylko ktoś
odebrał podniósł się i zaczął rozmawiać po włosku. Kiedy zakończył, schował
telefon do kieszeni.
-Przepraszam. – jedynie tyle powiedział,
bo od razu zabrał kurtkę i wybiegł.
-Super. – mruknęłam pod nosem i
włączyłam telewizję.
Zapowiadał się kolejny nudny wieczór,
tyle że tym razem wigilijny. Choć jak dla mnie to też nie było żadnej różnicy.
Chwyciłam do ręki szklankę z herbatą i zapatrzyłam się w ekran. Oczywiście nie
obeszło się bez Kevina i jego przygód. Mimo iż co roku to pokazują to każda
polska rodzina nie wyobraża sobie świąt bez tego. Pustą szklankę odłożyłam na
stolik. Rozległo się pukanie do drzwi więc podniosłam się i zabrałam przy
okazji szklanki, które postawiłam na blacie mebli kuchennych. Podeszłam do
brązowych, drewnianych drzwi i uchyliłam je.
ciekawe kogo tam niesie ;>
OdpowiedzUsuńzdecydowanie za żadko rozdział :(
Wiem, wiem i przepraszam. ;c. Ale to dlatego, że jestem zapracowana i praktycznie wieczorem dopiero jestem w domu i nie mam siły. ;c
Usuń