poniedziałek, 4 lutego 2013

Rozdział 5.





-Cristian, proszę Cię. – szepnęłam oddalając się od niego.
-Nie rozumiesz, prawda ? – spojrzał w moje oczy, a mnie jedynie było stać na bezradne kiwnięcie głową.
-Naprawdę Cię proszę. – spojrzałam na niego i pogładziłam dłonią jego policzek, po czym podniosłam się odkładając książkę na łóżko.
Podeszłam do okna, chciałam, aby sobie poszedł. Jedynie tego chciałam, ale wiedziałam, że on nie odejdzie, że nie odpuści. Przyglądałam się widokowi zza okna, niczym nie przypominał tego widoku, jaki miałam w Anglii. Tam były pola, łąki czy nawet lasy.. A tutaj? Jedynie miejska aglomeracja, nic więcej. W pewnym momencie poczułam jak ktoś kładzie dłonie na moich biodrach, a głowę opiera o moje ramie. Przymknęłam delikatnie powieki, a Cristian musnął mój policzek swoimi wargami.
-Dobranoc. – szepnął i odszedł, tak po prostu odszedł.
Może i lepiej. Nie chcę mieć z nim wspólnego, jak i z żadnym innym. Nie potrzebuję miłości, przecież moja jedyna miłość odeszła z tego świata. Teraz trzeba się zająć nauką i studiami, w końcu po to tu przyjechałam.
-Gabi, możemy pogadać ? – w drzwiach pokoju pojawiła się Milena. – Chodź do salonu, zrobiłam herbatę.
Westchnęłam i jeszcze raz spojrzałam w okno. Otarłam mokre od łez policzki i starałam się nie okazywać swojego smutku. Weszłam do salonu i usiadłam na fotelu. Nogi postawiłam na miękkim materacu i o kolana oparłam brodę. Nagle ciekawsza okazała się okładka jakieś dennej kolorowej gazety.
-Co się z Tobą dzieje ? – przerwała panującą w pomieszczeniu ciszę.
-Nic. – westchnęłam.
-Dlaczego nie chcesz zaufać Cristianowi? – spojrzała na mnie.
-Nie i tyle. – przeniosłam wzrok na nią. – Nie potrzebuję miłości, nie jego. Ja już miałam swoją miłość.
-Jak to miałaś swoją miłość ? – zmrużyła oczy uważnie mi się przyglądając.
-Miałam.. – czułam, jak do moich oczu napływają łzy. – Kochałam go najbardziej na świecie.. – po policzkach zaczęły mi spływać słone krople. – Ale ta cholerna choroba, wszystko spieprzyła.
-Ale jaka choroba, o czym Ty mówisz?
-Kiedy wyjechałam z Polski poznałam tam, w Anglii kogoś. – zaczęłam swoją jakże cudowna opowieść. – Wzięłam ślub, wiem że to może dziwnie brzmieć, ale my naprawdę się kochaliśmy. Ale widocznie długie i szczęśliwe życie nie było nam pisane. Lekarze wykryli u niego chorobę, nieuleczalną. Rok po ślubie zmarł, odszedł, zostawił mnie.
-Dlatego postanowiłaś wrócić do kraju ? – podeszła do mnie i kucnęła przy fotelu.
-Myślałam, że będę potrafiła sobie tam ułożyć życie, ale to było trudniejsze niż myślałam. – westchnęłam. – O wiele trudniejsze. Każde jedno miejsce przypominało mi chwile spędzane z nim, każdy skrawek natury. Wtedy wiedziałam, że nie dam rady tam żyć, dlatego wróciłam. Po to, aby zacząć studia.
-Ale co szkodzi Ci zaufać, zaryzykować? Przecież nie wiesz jak to się skończy.
-Nie wiem, ale wtedy będę się czuła tak, jakbym go zdradzała, rozumiesz? – westchnęłam. – On nadal jest w moim sercu, w każdym jego milimetrze. Nie potrafię ot tak wymazać tego wszystkiego, tak się po prostu nie da.
-Dlatego tak go traktujesz? – spojrzała na mnie ocierając mokre od łez policzka. – Dlatego boisz się zbliżyć do niego?
-Możliwe. – westchnęłam. – Przepraszam Cię, ale idę się położyć. Dobranoc.
Nie czekałam na jej odpowiedzieć, tylko podniosłam się i weszłam do pokoju. Od razu zabrałam z łóżka pidżamę i w łazience ubrałam ją na swoje ciało, po czym zmyłam makijaż i wygodnie ułożyłam się na łóżku.


Szłam dobrze znaną mi alejka parkową. Doskonale wiedziałam, gdzie jestem. Nie dało się zapomnieć tego miejsca, chociaż minęło tyle lat i tyle rzeczy się wydarzyło. To samo miejsce, ten sam park i ta sama ławka. Wszystko było idealnie takie same. Na moją twarz wkradł się delikatny uśmiech. Siedział. Znów go widziałam, znów siedział na tej jednej ławce, która należała do nas, która była naszą ulubioną ławką. Gałęzie wierzby płaczącej opadały tuż za nim. Widziałam ten jego cudowny uśmiech, który sprawiał, że serce się raduje. Podbiegłam do niego, a ten zeskoczył z ławki, objął mnie i uniósł w górę. Czułam jego ciepło, jego dotyk i słyszałam jego nierównomierny oddech. Delikatnie musnął wargami moje usta i usiedliśmy na ławce. Chwycił moją dłoń, a ja splotłam nasze palce. Z mojej twarzy nie znikał uśmiech, tak jak i z jego.
-Tak bardzo tęskniłam. – szepnęłam nie odrywając od niego wzroku.
-Ja też, ale nie po to tutaj jestem. – szerzej się uśmiechnął i pogładził dłonią mój policzek.
-Jak to nie po to? – zdziwiłam się, nawet bardzo. Nie miałam go tyle czasu, a on mówi, że nie po to tutaj jest.
-Mam do Ciebie prośbę, kochanie. – spojrzał w moje oczy tym swoim przenikliwym wzrokiem. – Wiem, że w Twoim życiu pojawił się męż..


-Gabi, Gabi, obudź się ! – dotarł do mnie krzyk Leny.
-Co się stało? – przetarłam oczy i podparłam się na łokciach.
-Krzyczałaś, rzucałaś się po całym łóżku. – spojrzała na mnie z troską w tych swoich zielonkawych tęczówkach. – Miałaś złe sen?
-Nie. – delikatnie się uśmiechnęłam. – Miałam wspaniały sen..
Spojrzała na mnie nieco zdziwiona, ale nie mogłam jej powiedzieć o co mi chodziło. Położyła się na swoim łóżku, a ja ponownie oddałam się w krainę Morfeusza.

***

Obudziłam się następnego dnia o dziesiątej. To nic, że zaspałam na zajęcia. Lena zapewne mnie budziła, ale nie miałam ochoty wstawać i wychodzić. Ciągle nie dawał mi spokoju ten sen.
-Co on chciał mi powiedzieć? – szepnęłam sama do siebie.
Głośno westchnęłam i podniosłam swoje cztery litery z łóżka. No tak, o czternastej miałam być na hali, przecież obiecałam to Savaniemu. Wpakowałam się w to, ale obietnic nie należy łamać. Weszłam do łazienki, przemyłam twarz, założyłam na siebie zabrane wcześniej czarne rurki i kremowy sweterek, zrobiłam delikatny makijaż. Przy okazji ogarnęłam trochę całą łazienkę, bo krótko mówiąc za czysto to tam nie było. Wyszłam z pomieszczenia dopiero po jakiejś godzinie. Zaścieliłam swoje łóżko, jak również te, na którym spała Milena. W kuchni zrobiłam sobie śniadanie. Standardowo jak na mnie płatki z jogurtem. Umyłam brudne od wczoraj naczynia i ogarnęłam pozostałą część akademickiego pokoju. Kiedy wszystko, że tak powiem lśniło, zasiadłam na kanapie włączając jakiś denny film w telewizji. Szczerze mówiąc to za bardzo on mnie nie interesował. Bardziej nie dawał mi nadal spokoju mój sen. Był taki realistyczny, znów mogłam przytulić się do Luke’a. Znów mogłam poczuć jego ciepło. Tylko zastanawiało mnie to, co chciał mi przekazać przez ten sen. Z moich cudownych rozmyśleń wyrwał mnie dzwonek do drzwi. Szybko zerwałam się z kanapy i ruszyłam w ich kierunku, po czym otworzyłam je.
-Przyszedłem po Ciebie. – niepewnie się uśmiechnął, a ja dłonią zaprosiłam go do środka.
-Tylko wezmę płaszcz i możemy iść. – delikatnie się uśmiechnęłam.
Przeszłam do pokoju. Po drodze weszłam do łazienki, gdzie spryskałam swoje ciało perfumom. W pokoju natomiast do ręki wzięłam swój ulubiony, niebieski płaszcz i torbę, po czym wróciłam do Cristiana. Na nogi wsunęłam czarne balerinki i razem z nim wyszłam, uprzednio zamykając za sobą drzwi kluczami, które później wrzuciłam do torby. Wsiedliśmy do samochodu. Nie wnikałam skąd go miał, nie była to moja sprawa. Zapewne dostał jakiś klubowy, ale tak bardzo mnie to interesowało jak zeszłoroczny śnieg. Pod Podpromiem byliśmy równo o godzinie czternastej.
-Cris, nie mówiłeś, że wyrwałeś już tak piękną polkę.




10 komentarzy:

  1. nie dziwię się bohaterce, że nie chce dopuścić do siebie mężczyzny...ale wydaje mi się, że ten będzie się starał do Niej dotrzeć i w końcu mu się uda. Oby tylko po drodze czegoś nie wywinął...
    pozdrawiam
    http://www.niedostepni-dla-siebie.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No tak, w prawdzie nigdy nic nie wiadomo. ;)
      Również pozdrawiam! ;)

      Usuń
  2. genialny! :) jak zawsze ;p

    OdpowiedzUsuń
  3. Mam nadzieję ,że Cristianowi wreszcie się uda dotrzeć do Gabi c: no i co tu dużo będę pisać, czekam na nowy i jak zwykle genialnie moja droga Aniu ♥

    OdpowiedzUsuń