sobota, 9 lutego 2013

Rozdział 7.





Niechętnie je otworzyłam i widząc za nimi Nowakowskiego nieźle się zdziwiłam.
-Mileny nie ma. – sztucznie się uśmiechnęłam i chciałam zamknąć drzwi, ale uniemożliwił mi to. – Czego?
-Ja tutaj tylko wpadłem sprawdzić czy jesteś sama. – wzruszył bezradnie ramionami, a z jego lewej strony wyłoniła się dobrze mi znana twarz. – To spadam, na razie.
Myślałam, że wyjdę z siebie. Spojrzałam złowrogo na Nowakowskiego i głośno westchnęłam. Savani uważnie mi się przyglądał, a ja nie miałam ochoty na rozmowę w tej chwili z nikim. Bez dłuższego namysłu zaprosiłam go do środka, bo przecież nie będziemy stać w progu, a zapewne chciał porozmawiać, bo inaczej by się nie zjawił. Poprosiłam go, aby wszedł do pokoju mojego, bo nie lubię rozmawiać w salonie, a ja w tym czasie nalałam do dwóch szklanek soku pomarańczowego. Wzięłam głęboki oddech i razem ze szklankami powędrowałam do pokoju. Postawiłam je na stoliku nocnym, a sama po turecku usiadłam na łóżku.
-Co chciałeś? – spojrzałam na niego.
-Chciał-chciałem się zapy-zapytać jak Ci się podobał trening? – zaczął się jąkać, ale było w tym coś takiego pięknego.
-Taki sobie. – wzruszyłam ramionami. – Szału nie było, dupy nie urwało.
-Szału co ? – zmrużył oczy i usiadł obok mnie. – Mogłabyś powtórzyć?
-Szału nie było, dupy nie urwało. – zaśmiałam się i sięgnęłam po sok. Ku mojemu zdziwieniu nasze dłonie spotkały się na jednej ze szklanek. Szybko swoją zabrałam i spojrzałam na niego. Jego wzrok przeszywał całe moje ciało. – Przepraszam.
-Nie, nie. – spojrzał na mnie i delikatnie się uśmiechnął. – To ja przepraszam. Mogę się o coś zapytać?
-Jasne, pytaj. – westchnęłam. – Skoro musisz.
-Dlaczego boisz się zbliżyć do mnie?
-Że czego ja się niby boję?! – uniosłam głos i wstałam, po czym podeszłam do okna. – Nie boję się.
-Więc dlaczego tak się zachowujesz? – stanął tuż za mną i ułożył dłonie na moich biodrach. – Czego się tak cholernie boisz?
-Czego? Chcesz wiedzieć czego? – odwróciłam się w jego stronę, czując jak do moich oczu napływają łzy. – Chociażby tego, że znów kogoś stracę. – moje policzki z każdym wypowiedzianym słowie stawały się mokrzejsze. – Chociażby tego, że znów będę cierpieć, czy nawet tego, że ktoś kogo pokocham odejdzie i znów zostanę sama. Może to stąd się bierze?
-Nie płacz. – otarł moje policzka i przytulił mnie.
-Lepiej będzie jak już pójdziesz. – spojrzałam w jego oczy, pełne troski oczy.
Odszedł, zrezygnowany odszedł zostawiając mnie samą. Bez żadnego słowa, po prostu wyszedł i trzasnął drzwiami. Miałam ochotę pobiec za nim, mocno się do niego przytulić i czuć jego bliskość, jego obecność. Ale nie. Tak przecież będzie lepiej, prawda? Zostanę sama ze swoimi problemami. Przecież wiedziałam, że tak będzie. Doskonale wiedziałam na co się piszę biorąc w tak młodym wieku ślub, ale przecież kochałam go najmocniej na świecie i wtedy liczył się tylko on. Nikt nie wiedział jak to życie potoczy się dalej. A może po prostu ktoś tam, z góry nie przypadkowo postawił tego Włocha na mojej drodze? Może ktoś chciał, abym się z nim spotkała? I znów przed oczami miałam ten cholerny sen, w którym chciał mi coś powiedzieć, ale nie dokończył.
-Bądź silna, jesteś silna. – powiedziałam sama do siebie ocierając mokre od łez policzka.
Spojrzałam przez okno i oddalając się od niego otarłam kolejną pojedynczą łzę i weszłam do łazienki. Długi, zimny prysznic był mi potrzebny. Od razu po opuszczeniu kabiny prysznicowej otarłam ciało ręcznikiem i nałożyłam na siebie pidżamę, po czym bez zastanowienia wyszłam i ułożyłam się na łóżku oddając się w objęcia Morfeusza.


***


Kolejne dni jak dla mnie mijały monotonnie. Kiedy tylko podnosiłam się z łóżka, ubierałam się, jadłam na szybko jakieś śniadanie i wychodziłam na uczelnie. Po wykładach od razu wracałam do akademika, nie miałam ochoty nigdzie wychodzić. Jedynie kiedy wiedziałam, że do Mileny ma przyjść Nowakowski wychodziłam z mieszkania i wracałam dopiero wtedy, kiedy on sobie szedł do siebie. Po prostu nie chciałam się z nim widzieć, a może najzwyczajniej w świecie bałam się tego, że wraz z Piotrkiem przyjdzie Cristian? Możliwe, wszystko było możliwe. Minął październik, listopad i połowa grudnia. Święta były coraz bliżej. Nie miałam żadnych planów. Nie chciałam jechać do rodziców, bo nie miało to najmniejszego sensu. Dzisiaj, piętnastego grudnia kończyły mi się wykłady, przed przerwą świąteczną oczywiście. Więc musiałam zawitać na uczelnię. Niechętnie podniosłam się z łóżka i od razu weszłam do łazienki zabierając z półki ubrania. Wzięłam szybki, zimny prysznic. Tego potrzebowałam do przebudzenia się. Od razu ubrałam na siebie czarne rajstopy, delikatną cytrynową spódniczkę, biały top ze Smerfetką i do tego czarny kardigan. Włosy spięłam w kłosa, zrobiłam delikatny makijaż i ciało spryskałam mgiełką do ciała. W drzwiach łazienkowych minęłam się z Leną. Stwierdziłam, że nie będą na nią czekała. Przecież sama trafi na uczelnię. Schowałam do torby notatnik i długopis, po czym od razu podeszłam do drzwi wyjściowych. Na nogi wsunęłam botki na obcasie, założyłam czarny płaszcz i biorąc do ręki torbę wyszłam z akademika. Na parkingu widziałam jak przy samochodzie czekał na Milenę Piotrek. Nie był sam, jak zawsze był z Nim. Zauważył mnie, bo zaczął mi machać. Po prostu to zignorowałam i jak gdyby nigdy nic przeszłam obok jego samochodu. Przyspieszyłam nieco kroku, aby żadnemu nie wpadło do głowy to, by iść za mną. Bezpieczna czułam się dopiero wtedy, kiedy weszłam na uczelnie i zajęłam swoje miejsce w sali. Wykłady się zaczęły, ale Mileny nie było. Od razu się domyśliłam z kim jest, ale nie przejmowałam się tym za bardzo, w końcu to nie była moja sprawa. Wykładowca oddałam nam nasze zaliczenia z poprzedniego miesiąca.
-Gratuluję panno Moore. - powiedział, kiedy podawał mi moją kartkę.
-Dziękuję. - delikatnie się uśmiechnęłam.
No tak, w końcu niemiecki zawsze lubiłam. Cóż, za tym też idzie to, że każde jedno zaliczenie mam na pozytywną ocenę, a zazwyczaj są to 5 lub nawet 6. Cieszyłam się, że chociaż to mi się udaje w moim życiu. W końcu nie mam szczęścia w miłości, ale mam szczęście w nauce. Być może tak powinno być, a ja na to nic nie poradzę. Wykład skończył się dość szybko, na szczęście, bo dłużej bym tam nie wytrzymała. Zabrałam swój płaszcz i zadowolone wyszłam na zewnątrz. Stali na parkingu. Nie wiedziałam dlaczego, przecież Mileny nie było na zajęciach. 
-Chodź z nami. - Piotrek podbiegł do mnie i od razu wskazał na swój samochód, przy którym stała Milena wraz z Włochem./
-Nie dzięki, muszę się pouczyć. - chciałam go spławić, nie miałam ochoty szlajania się z nimi nie wiadomo gdzie.
-No przestań, nie daj się prosić. - delikatnie się uśmiechnął. - Przecież wiem, że nieźle sobie radzisz z nauką.
-Piotrek, odpuść sobie, co ? - delikatnie się skrzywiłam.
-Zostaw nas. 



5 komentarzy:

  1. I na koniec do akcji wkroczył pan Savani zapewne albo Milena :D ciekawie, ciekawie, czekam na następny :*

    OdpowiedzUsuń
  2. nie dziwię się bohaterce, że boi się zakochać w końcu tak wiele w życiu przeszła:/ ciekawi mnie czy da się w końcu wyciągnąć, czy znowu ucieknie...
    pozdrawiam
    http://www.niedostepni-dla-siebie.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No cóż, jak to się mówi, nigdy nic nie wiadomo. ;)
      Również pozdrawiam! ;-*

      Usuń
  3. Genialne to jest!Zapraszam
    http://parkiet-siatka-mikasa-moje-marzenie.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń