czwartek, 28 marca 2013

Epilog.







Tak, dałaś mu szansę. Każdego kolejnego dnia coraz bardziej przekonywałaś się do tego jak bardzo jest dla Ciebie ważny. Został w Polsce specjalnie dla Ciebie. Czekał aż zakończysz swoje studia, abyście mogli stworzyć rodzinę dla Julki, która z dnia na dzień była coraz to mądrzejszą dziewczynką, a co za tym idzie podobną do ojca. Ich podobieństwo było nieziemskie. A teraz? Siedzę bezczynnie w bujanym fotelu znajdującym się na tarasie i spoglądam przed siebie wspominając każdy wspólnie spędzony wieczór w naszych czterech kątach, w naszym domu.
-Zmarzniesz. – zarzuca na moje ramiona koc, po czym całuje mnie w czubek głowy.
-Tyle lat tutaj spędziliśmy wspólnie. – wzdychasz i czujesz jak chwyta Twoją dłoń. – Tyle cudownych dni.
-Cudownych dzięki Tobie. – siada w fotelu obok i patrzy w dal. – Teraz musimy nacieszyć się spokojem.
-Tylko to nam zostało. – czujesz, jak po Twoim policzku spływa pojedyncza łza, którą momentalnie ocierasz zmarszczoną dłonią.
-Babciu, babciu! – dociera do Ciebie dobrze znany Ci głos. Mimowolnie odwracasz głowę w stronę z której dochodzi, a na Twoją twarz wkrada się uśmiech. Chłopczyk wraz z dziewczynką podbiegają do Ciebie i wpadają w Twoje ramiona. Mocno ich obejmujesz i całujesz w czoło, tak jak to zawsze robiłaś.
-Co Was do mnie sprowadza? – uśmiechasz się, a Nina wskakuje Ci na kolana.
-Babciu, a to prawda, że dziadek od pierwszego spotkania się w Tobie zakochał? – patrzysz zmieszana na Savaniego, a ten chichocze pod nosem podnosząc Ivana i sadzając go na swoich kolanach.
-Tak Nina. – Cristian uśmiecha się na samą myśl o tym wspomnieniu. – Odkąd pierwszy raz zobaczyłem Waszą babcię, wiedziałem, że nikogo innego nie będę chciał.
-Tato. – Julka prosi Savaniego na słowo, a ten sadza Ivana na fotelu, a sam kieruje się w jej stronę.
Dzieci przekrzykując się zadają mnóstwo pytań, na które pragną usłyszeć odpowiedzi, a Ty nawet nie wiesz co masz im powiedzieć. Z niecierpliwością czekasz, aż Twój mąż wróci, aby trochę odciągnąć od Ciebie uwagę wnuków. Ich melodyjny głos sprawia, że na Twoją twarz wkrada się uśmiech. Z jednej strony na Twoich kolanach siedzi Nina, a z drugiej wygodnie usadawia się Ivan. Przytulają się do Ciebie, a po chwili zasypiają. Delikatnie całujesz ich czółka. Czujesz czyjąś dłoń na swoim ramieniu i witasz się z mężem Julki – Maćkiem. Zabiera dzieci i zanosi je do pokoju, gdzie kładzie na łóżku i okrywa kołdrą. Wraca Savani i ponownie siada w fotelu obok, po czym chwyta Twoją zmarzniętą dłoń i patrzy Ci w oczy uśmiechając się. Kładziesz głowę na jego ramieniu tak jak to robiłaś przez połowę swojego życia, a on całuje Twoją skroń. Unosisz głowę ku górze i delikatnie złączasz swoje wargi z jego. Ponownie kładziesz głowę na jego ramieniu i spoglądasz w dal. Przymykasz powieki i uśmiechasz się, bo wiesz, że zrobiłaś wszystko tak jak należało i że żyłaś u boku kogoś, kogo kochałaś najbardziej na świecie.


Zamykasz oczy jako szczęśliwa żona.
Zamykasz oczy jako szczęśliwa matka.
Zamykasz oczy jako szczęśliwa matka.
Zamykasz oczy w miejscu, które było dla Ciebie domem przez wiele lat.
Zamykasz oczy bo wiesz, że dogoniłaś swoje szczęście.
Zamykasz oczy i wiesz, że już więcej ich nie otworzysz..








__________________________________________________________________________

Tak oto kończy się opowieść miłości Cristiana i Gabrieli. Szczęśliwie czy też nie - oceńcie sami. 
Zakończyłam to wcześniej niżeli planowałam, ale wakacje nieubłaganie się zbliżają, a wiem, że wtedy nie miałabym czasu, aby cokolwiek tutaj dodać. Mam nadzieję, że opowieść, która była dość krótka, podobała się Wam i nie zaskoczyłam Was owym zakończeniem. ;)

To jak kochani, widzimy się niedługo na czymś nowym? ;>




środa, 20 marca 2013

Rozdział 16.





Cristian mierzył go wzrokiem, a kiedy stanęłam tuż za Pawłem spojrzał na mnie. Chciał już coś powiedzieć, ale w porę mu przerwałam.
-Cristianie, poznaj Pawła.
-Nie potrzebuję go poznawać. – mruknął, odwrócił się na pięcie i ruszył w stronę wyjścia.
-Poczekaj! – krzyknęłam, ale nie zareagował.
-Kto to był? – Paweł spojrzał na mnie, kiedy zamknął drzwi.
-Nieważne. – przeniosłam wzrok na niego. – Zostaw mnie samą.
-Ale prze..
-Nie idę nigdzie. Daj mi spokój. – przerwałam mu w pół słowa i otworzyłam przed nim drzwi.
Chciał coś powiedzieć, ale dosłownie wypchnęłam go z mieszkania. Zamknęłam drzwi trzaskając nimi wprost przed jego twarzą, a sama zsunęłam się po nich siadając na podłodze. Wyprostowałam nogi i głośno westchnęłam. Jednak dość szybko się podniosłam i zabierając kurtkę wraz z torbą opuściłam mieszkanie dokładnie je zamykając. Nogi skierowały mnie w jedną stronę. Wiedziałam, że muszę tam pójść, wiedziałam, że muszę mu to wyjaśnić, bo zapewne pomyślał sobie coś dziwnego. W ciągu dość długiej drogi wymyśliłam sobie nawet monolog, jaki mu wyprawię na ten temat, jednak wszystko prysło, kiedy usłyszałam głos dziewczynki, od ostatnich dni bardzo dobrze znany mi głos.
-Gabrysia! – podbiegła do mnie krzycząc swoim piskliwym głosikiem moje imię. Mimowolnie się uśmiechnęłam i kucając wyciągnęłam w jej stronę ręce. – Już myślałam, że nie odwiedzisz mnie dzisiaj.
-Nie dałam rady wcześniej. – mocno ją przytuliłam i uniosłam ku górze okręcając się w koło. – Sama tak po ulicy chodzisz?
-Nie. – kiwnęłam na potwierdzenie swoich słów przecząco głową. – Tatuś zabrał mnie na spacer, ale nie chciałam iść.
-Giulia! – dotarł do nas głośny, męski krzyk. Od razu wiedziałam kto jest owym krzykaczem.
-Cristian.. – zaczęłam niepewnie, kiedy podszedł bliżej nas.
-Mówiłem Ci, że masz mi nie uciekać. – spojrzał na córkę, a ona spuściła głowę w dół i schowała się za moje nogi.
-Nie musisz na nią krzyczeć. – mruknęłam spoglądając na niego.
-Nie wtrącaj się. Zajmij się lepiej tym swoim.. czekaj, jak mu tam. – zamyślił się na chwilę, ale kiedy chciałam mu przypomnieć imię to nie pozwolił mi na to. – Tak, Pawłem czy jakkolwiek mu było.
-Proszę Cię, daj mi to wyjaśnić.
-Nie potrzebuję Twoich wyjaśnień. – westchnął. – Nie potrzebuję niczego, rozumiesz?
-Savani, do cholery jasnej! – uniosłam nieco swój głos. – Chcę Ci wyjaśnić tę całą sytuację.
-Nie rozumiesz, że nie potrzebuję tych Twoich chorych wyjaśnień?
-Proszę Cię. – podeszłam bliżej niego i chwyciłam jego dłoń, po czym spojrzałam w jego oczy.
-Giulia, idziemy na ten spacer? – odsunął się ode mnie i spojrzał na małą. – Gabrysia pójdzie z nami.
-Tak, tak, tak! – krzyknęła z radości i zaczęła klaskać swoimi drobnymi dłońmi.
Kiedy tylko się uspokoiła chwyciła moją dłoń i zaczęła mnie ciągnąć w bliżej mi nie znanym kierunku. Nie wiem skąd w tak drobnym ciele było tyle siły, ale cóż. Od jego bloku mieszkalnego szliśmy w milczeniu, a ja tylko ukradkiem na niego spoglądałam. Nie miałam odwagi zacząć rozmowy, choć sama nie wiedziałam dlaczego tak piekielnie się tego bałam.
-O czym chciałaś rozmawiać? – przerwał ciszę, która między nami panowała, kiedy tylko weszliśmy w alejki parkowe.
-Chciałam Ci wyjaśnić to zajście z rana. – westchnęłam. – To był kolega, jeszcze z czasów podstawówki, a nie tak jak sobie pomyślałeś.
-Skąd możesz wiedzieć co ja sobie pomyślałem, co?
-Widziałam Twoją minę. Nie ukryjesz nic przede mną. – westchnęłam spoglądając na niego. – W Anglii skończyłam psychologię.
-Gabi, daj sobie spokój. – spojrzał na mnie. – Czy Ty naprawdę nie widzisz, że zależy mi na Tobie?
-Zrozum mnie. Ja chcę wiedzieć, że mogę mieć w Tobie oparcie, że nie zostanę znów sama tak jak to było.. – przerwałam na chwilę, aby się nie rozpłakać na samą myśl o wspomnieniach.
-Nie płacz, nie musisz nic mówić. – niepewnie się uśmiechnął i mocno mnie przytulił.
-Po prostu nie chcę kogoś ważnego dla mnie ponownie stracić..
-Już spokojnie. – ujął moją twarz w dłonie i spojrzał w moje tęczówki. – Nie stracisz już nikogo, obiecuję.
-Nie obiecuj. – westchnęłam i otarłam łzy, które wypłynęły z moich oczu.
-Ale swoją drogą.. – zaczął, kiedy ruszyliśmy za Julką. – Jestem dla Ciebie ważny?
-Nie drąż tematu. – uśmiechnęłam się i spojrzałam na małą kopię Savaniego.
-No powiedz mi. – zaczął dosłownie jęczeć prosząc mnie o tą głupią odpowiedź.
-Savani. – jęknęłam podchodząc do Julki. Podniosłam ją i spojrzałam na niego. – Zajmij się córeczką.
Zaśmiał się i wziął ją ode mnie, na tak zwanego barana. Widząc jak się o nią troszczy na moją twarz mimowolnie wkradł się uśmiech. Wolnym krokiem ruszyliśmy w drogę powrotną, która znów minęła nam w milczeniu. Przed wejściem do budynku mieszkalnego Savaniego postawił Julką na ziemi i uśmiechnął się do mnie. Pożegnałam się z małą i spojrzałam na niego.
-Jesteś dla mnie ważny. – szepnęłam, kiedy mnie przytulił.




________________________________________________________
Długość taka jak zazwyczaj na tym blogu, więc źle nie jest. ;)
Mam nadzieję, że się podoba chociaż trochę. ;)


sobota, 16 marca 2013

Rozdział 15.






-Traktuję Cię normalnie. – odparłam po dłuższej chwili ciszy.
-Nie, nie traktujesz mnie normalnie. – chwycił delikatnie za mój podbródek i przekręcił moją głowę w swoją stronę. – Dlaczego traktujesz mnie tak dziwnie?
-Nie wiem co rozumiesz przez wyraz dziwnie. – sztucznie się uśmiechnęłam i spojrzałam w jego oczy. Tak, popełniłam błąd robiąc to, ale to było silniejsze ode mnie!
-Daj mi szansę. – przeniósł swoją dłoń na mój policzek i spoglądając w moje oczy delikatnie go gładził. – Jedną, jedyną szansę.
-Dlaczego jesteś tak cholernie uparty?
-Bo dążę do tego, co jest dla mnie ważne. – szarmancko się uśmiechnął.
-Aaaa, czyli traktujesz mnie jak rzecz?
-Gabi, musisz łapać mnie za słówka? – zaśmiał się i niebezpiecznie zbliżył swoją twarz do mojej.
-Dam Ci szansę, jeżeli udowodnisz mi, że naprawdę mogę na Ciebie liczyć. – w odpowiednim momencie odsunęłam się od niego i wygłosiłam swoje zdanie. – Ale oczywiście nie wliczam w to Twoich treningów.
-Czyli co mam przez to rozumieć? – spojrzał na mnie nieco zdziwiony. – Mam się starać o Twoje względy jak jakiś nastolatek?
-Może to sobie rozumieć jak chcesz. – wzruszyłam ramionami. – A teraz odwieź mnie do domu.
-Nie zjemy obiadu?
-Nie dziękuję, nie jestem głodna. – ponownie wysiliłam się na uśmiech i przekręciłam głowę w stronę szyby.
Słyszałam jego głośne westchnięcie, ale nie protestował. Ponownie odpalił samochód i po chwili odjechaliśmy z parkingu bliżej mi nie znanej restauracji. Po kilkunastu minutach byliśmy pod domem, ale nie pod moim akademikiem.
-Savani! – krzyknęłam spoglądając na niego.
-No chciałaś, żebym Cię zawiózł do domu. – westchnął i delikatnie się uśmiechnął.
-Do domu czyli akademika. – nie obniżałam tonu swojego głosu, bo zdenerwowałam się tą całą sytuacją. – Chciałeś ponoć zyskać moje zaufanie, jakoś kiepsko Ci to wychodzi.
-Wiesz.. – zaczął i przekręcił głowę w moją stronę. – Nie pozwolę, abyś odżywiała się płatkami i mlekiem czy czym tam wolisz. – westchnął. – Moja mama przygotowała obiad, chodź zjesz z nami.
 -Zrozum, że nie chcę się narzucać. – westchnęłam.
-Jeżeli nie wejdziesz ze mną to zawiozę Cię do akademika, ale sam osobiście przygotuję Ci obiad.
Nie zareagowałam na jego słowa tylko czekałam aż w końcu odjedzie z parkingu spod swojego bloku mieszkalnego. Po jego długim monologu na temat tego, że nie odpuści mi w akademiku i przygotuje ten obiad odpalił samochód i w końcu odjechaliśmy. Droga nie trwała długo, bo oczywiście musiał złamać kilka przepisów ruchu drogowego. Zmęczona tą całą jazdą w tę i z powrotem wysiadłam z jego samochodu i udałam się w stronę wejścia do zbawiennego akademika.
-A Ty gdzie się wybierasz? – chwyciła mnie za nadgarstek.
-Idę do pokoju, żeby się położyć. – wyrwałam swoją dłoń z jego uścisku. – Wiesz, taka jazda z Tobą mnie wymęczyła, a szczególnie to Twoje gadanie.
-Idę z Tobą. – podszedł bliżej mnie i ponownie chwycił moją dłoń.
-Cristian, odpuść sobie. – mruknęłam i spojrzałam w jego czekoladowe oczy.
-Pójdziesz jutro ze mną na kolację?
-Jestem umówiona. – westchnęłam i otworzyłam drzwi wejściowe.
-Wpadnę po Ciebie o dziewiętnastej! – krzyknął, ale po chwili jego zadowolona mina zniknęła. – Jak to umówiona?
-Nie jesteś jedyny na tej kuli ziemskiej. – uśmiechnęłam się i zamknęłam za sobą drzwi, po czym weszłam na odpowiednie piętro, a co za tym idzie od razu do swojego akademickiego lokum. Spojrzałam na zegarek, na którym dochodziła godzina siedemnasta. Głośno westchnęłam i zostawiając płaszcz weszłam do pokoju, a później do łazienki. Wzięłam szybki prysznic, ubrałam się w pidżamę i gotowa do snu wyszłam z pomieszczenia potocznie nazywanego łazienką. Usiadłam na swoim łóżku i włączyłam laptopa w celu sprawdzenia interesujących mnie stron internetowych. Oczywiście nie obeszło się bez sprawdzenia facebook’a. Ku mojemu zdziwieniu miałam wiadomość od Pawła i od Cristiana. Nie miałam siły ich czytać, więc wyłączyłam komputer i odstawiłam go na szafkę nocną. Wygodnie się ułożyłam w łóżku, mimo tak wczesnej godziny jaką było paręnaście minut po siedemnastej, i oddałam się w objęcia Morfeusza.


***


Następnego dnia wstałam dość wcześnie, przez to, że za szybko położyłam się spać. Spojrzałam na zegarek i dochodziła dopiero godzina siódma minut trzydzieści. Zwlekłam się z łóżka, po czym udałam się do kuchni, gdzie jak to zawsze do miski wsypałam płatki i zalałam je mlekiem, po czym zabrałam ową miskę i udałam się na kanapę zajmując na niej swoje miejsce. Włączyłam kwadratowe pudło i pstrykałam z kanału na kanał, ale doszłam do wniosku, że nie znajdę nic ciekawszego od „Trudnych spraw” więc zostawiłam na Polsacie i spokojnie sobie oglądałam wpychając do ust co chwilę pełną łyżeczkę płatków z mlekiem. Moją ciszę i mój jakże cudowny spokój przerwało pukanie do drzwi. Wraz z miską w dłoni ruszyłam aby je otworzyć.
-Ubrałabyś się. – zaśmiał się i przytulił mnie na przywitanie.
-Przepraszam, dopiero wstałam. – zaśmiałam się i zaprosiłam go do środka. – Co tutaj robisz? Skąd wiedziałeś, gdzie mnie szukać.
-Mam swoje sposoby, kochana. – wytknął w moją stronę język.
-Pójdę się ubrać i wracam. – ukazałam mu jakże piękne swoje uzębienie i pognałam do pokoju, a później do łazienki.
Stanęłam przed lusterkiem opierając się o umywalkę i głupio wpatrywałam się w swoje odbicie. Kiedy się uwolniłam od swoich myśli ubrałam się, zrobiłam delikatny makijaż, a włosy spięłam w luźnego warkocza. Gotowa wyszłam z łazienki i przeszłam do czekającego na mnie Pawła. Nie siedział przed telewizorem, lecz stał przy drzwiach. Podeszłam do nich i nie wiedziałam jak mam się zachować.



__________________________________________________
Jeżeli już tutaj zajrzałeś, to proszę, zostaw komentarz. To na prawdę motywuje! ;)


piątek, 8 marca 2013

Rozdział 14.






-Paweł?! – niemalże krzyknęłam, a ten od razu mnie przytulił. – Jak dawno Cię nie widziałam.
-No cóż, podbijam świat. – zaśmiał się i uważnie mi się przyjrzał. – Ale Ty nadal piękna.
-Nie przesadzaj. – czułam jak na moją twarz wkrada się rumieniec.
-A to.. – spojrzał na córkę Savaniego. – Twoja?
-Nie, znajomego. – delikatnie się uśmiechnęłam i wzięłam Giulię na ręce. – Obiecałam jej, że wezmę ją na ciastko i tak właśnie sobie zmierzamy. Jeżeli chcesz to możesz iść z nami.
-A wiesz, że chętnie. – uśmiechnął się i już po chwili całą trójką zmierzaliśmy w stronę kawiarni. – Nadal nie odpowiedziałaś mi, co tutaj robisz.
-Studiuję. – wzruszyłam ramionami. – A Ty?
-Ja jak to ja. – westchnął. – Wróciłem z wymiany z Hiszpanii i od stycznia wpadam na uczelnię do Rzeszowa.
-O proszę, to mówisz, że będziemy się częściej widywać ?
-No chyba tak. – zaśmiał się i otworzył nam drzwi wejściowe do kawiarni. – Masz mieszkanie tutaj?
-Niee, mieszkam w akademiku. – posadziłam małą na krzesełku, a sama usiadłam na drugim.
-Jeżeli będziesz chciała to możesz wprowadzić się do mnie, rodzice kupili mi mieszkanko dwupokojowe. – zaśmiał się. – Wiesz, jak to oni powiedzieli, nie chcieli abym się włóczył po jakiś używanych pokojach.
-O proszę, widzę, że rodzice dbają o Ciebie.
-A jak. – poruszał znacząco brwiami.
Dłużej nie zwlekaliśmy i nie ciągnęliśmy rozmowy, lecz zamówiliśmy po kawałku ciasta. Giulia zamówiła swoje ulubione tiramisu, ja poprosiłam o kawałek karpatki, a Paweł poprosił o kawałek szarlotki.
-Coś do picia? – Kosiński spojrzał na mnie i na Giulię.
-Ja poproszę czekoladę! – klasnęła w dłonie i szeroko się uśmiechnęła.
-Gabi?
-Latte Machiato.
Zamówił dla nas ciepłe napoje, a sam wziął sobie zwykłą, czarną kawę. Po kilku minutach otrzymaliśmy zamówienie i w spokoju konsumowaliśmy swoje kawałki ciast. Co jak co, ale kawiarnia była bardzo przyjemna. Kiedy zjedliśmy zaczęliśmy się zbierać do wyjścia.
-Ile płacę ? – spojrzałam na zbliżającą się kelnerkę.
-Daj spokój, ja tutaj czynię honory. – mrugnął okiem i spojrzał na rachunek, po czym dał kelnerce odliczoną kwotę pieniędzy. – Kiedyś się odwdzięczysz.
-Jasne. – zaśmiałam się i razem wyszliśmy z kawiarni kierując się w stronę mieszkania Cristiana.
-My będziemy się zbierać. – chwyciłam brązowooką dziewczynkę za rączkę.
-Przejdę się z wami i tak nie mam nic lepszego do roboty.
Nie protestowałam. Cała droga minęła nam w dość dobrych nastrojach. Paweł opowiadał o tym jak było w Hiszpanii i do tego stwierdził, że w Polsce są o wiele piękniejsze kobiety. Pytał się mnie jak było w Anglii, na co ja mu odpowiadałam krótkimi zwrotami, aby jak najszybciej go zbyć. W miarę mi się to udawało. Jego pytania były naprawdę trudne, bo pytał o chłopaka i o to, czy znalazłam już swoją miłość życia. Na moje szczęście droga do mieszkania Włocha się zakończyła i przy jego ostatnim pytaniu, nie musiałam odpowiadać. Mała w oddali zobaczyła swojego ojca wracającego z treningu i aż podskoczyła ze szczęścia.
-Tatuuuuusiu! – od razu wskoczyła mu w ramiona kiedy tylko podszedł do nas.
-Gdzie byłaś? – pocałował ją w czoło.
-Gabrysia i Paweł zabrali mnie na ciastko. – klasnęła w dłonie i pocałowała go w policzek. Byli tacy szczęśliwi razem.
-Dziękuję. – podszedł do mnie i musnął mój policzek.
-Daruj sobie. – mruknęłam. – Zrobiłam to dla niej, bo obiecałam. Muszę iść.
Dziewczynka od razu zeskoczyła na chodnikowe płyty i przytuliła się do moich kolan, a ja podniosłam ją. Od razu objęła swoimi drobnymi rączkami moją szyję, po czym cmoknęła mnie w policzek. Pożegnałam się z nią i razem z Pawłem ruszyłam w drogę powrotną.
-Nie odpowiedziałaś mi. – westchnął wracając do tematu. – Jak tam z tą drugą połówką?
-Nie ma. – ucięłam krótko czując, jak do moich oczu napływają łzy.
-Coś nie tak? – chwycił moje ramię i obrócił mnie w swoją stronę.
-Nie. – wysiliłam się na uśmiech. – Zapraszam Cię na kawę, co Ty na to?
-Muszę Ci odmówić, bo mam spotkanie, przepraszam.
-Nie no, nie ma sprawy. – cmoknęłam jego policzek. – Mam nadzieję, że do zobaczenia.
-Jasne. – przytulił mnie, po czym odszedł.
A ja? Znów zostałam sama. Weszłam do akademika i od razu skierowałam się do swojego mieszkania. Odłożyłam kurtkę i zabierając z kuchni jogurt, płatki i miseczkę usiadłam przed telewizorem. Oczywiście nie było nic ciekawego, więc co tu dużo mówić oglądałam jakieś głupoty. Z oglądania jakże cudownego programu „Dom nie do poznania” wyrwało mnie pukanie do drzwi. Odstawiłam swój bardzo pożywny „obiad” na stolik i ruszyłam w kierunku drzwi.
-Ubieraj się, idziemy do kina. – powiedział od razu na wstępie.
-Nie wiem jak jest we Włoszech, ale u nas w Polsce w pierwszy dzień świąt kino jest zamknięte. – jęknęłam i ponownie udałam się do salonu, gdzie usiadłam na kanapie.
-Widzę, że świetnie się odżywiasz. – stanął za mną i zaczął mówić co to ja nie robię.
-Savani! – krzyknęłam i odłożyłam miskę na stolik.
-No co? – wzruszył ramionami i głupio się wyszczerzył. – Chodź, zabieram Cię na obiad.
-Nigdzie z Tobą nie idę.
-Proszę Cię, Julka się ucieszy. – spojrzał na mnie z delikatnym uśmiechem na twarzy.
-Cristian, daj spokój. – westchnęłam i ponownie wzięłam do ręki miskę z płatkami i ponownie zaczęłam się nimi zajadać.
-Gabi, no nie daj się prosić.
-Jejku, a czy dasz mi spokój, jeżeli się zgodzę? – odwróciłam głowę w jego stronę, a ten kiwnął twierdząco głową i szeroko się uśmiechnął. – Tylko się przebiorę.
Weszłam do pokoju, uprzednio odkładając miskę na stolik i wyjęłam z szafy jakieś rzeczy, po czym weszłam do łazienki. W szybkim tempie się przebrałam, po czym poprawiłam makijaż i włosy spięłam w wysokiego kucyka. Na koniec ciało spryskałam perfumom i wyszłam kierując się do salonu.
-Pięknie wyglądasz. – szarmancko się uśmiechnął.
-Daruj sobie, Savani. – mruknęłam pod nosem i skierowałam się ku wyjściu.
Razem z Włochem wyszłam z mieszkania, a później z akademika. Przy samochodzie otworzył mi drzwi, a kiedy wsiadłam zamknął je, po czym okrążył samochód, zajął miejsce kierowcy i po chwili odjechaliśmy. Żadne z nas nie odważyło się odezwać ani słowem.
-Ty tutaj nie mieszkasz. – spojrzałam na niego z wyrzutem, kiedy zobaczyłam, że zatrzymał się pod zupełnie innym miejscem.
-A to źle, czy dobrze? – podrapał się nerwowo po karku.
-Domyśl się. – założyłam ręce na klatce piersiowej i spojrzałam przed siebie.
-Dlaczego tak mnie traktujesz?




_____________________________________________________
Mamy czternastkę! ;D. Nie powiem, bo nie przyszło mi z łatwością napisanie tego rozdziału, ale wysiliłam swoje szare komórki i jest! ;). Mam nadzieję, że się podoba. ;>
No i wszystkim swoim czytelniczkom najlepsze życzenia z okazji Dnia Kobiet! ;D 
Pozdrawiam, inaccessiblegirl. ;) 



niedziela, 3 marca 2013

Rozdział 13.






Tak przerwałam. Po raz kolejny przerwałam na początku zdania. Ale akurat tę przerwę w owej wypowiedzi spowodował wchodzący do salonu Savani, który trzymał za rączkę sporo niższą od niego córkę. Ta kiedy tylko mnie zobaczyła od razu podbiegła do mnie i usiadła na sofie tuż obok mnie.
-A pani będzie moją nowa mamusią? – spojrzała na mnie, a w jej brązowych, tatusiowych oczkach widniały iskierki. Nie za bardzo wiedziałam co mam jej odpowiedzieć, a na moją twarz wkradło się zmieszanie. – Tatusiu, mam rację, prawda? – dziewczynka zwróciła się do ojca i podbiegła do niego wskakując mu na ręce.
-Słoneczko, a Ty nie jesteś zmęczona? – Cristian zaczesał jej ciemne włoski za ucho  i delikatnie się uśmiechnął.
-A czy Gabriela będzie jutro jak się obudzę? – ułożyła dłonie na jego policzkach.
-Mówi się pani Gabriela. – poprawił ją.
-Daj spokój. – stanęłam obok niech i spojrzałam na małą. – Wystarczy Gabrysia albo Gabi.
-Widzisz tatusiu? – wystawiła w kierunku ojca język, a ten spojrzał tylko na mnie. I co ja mogłam zrobić? Zaśmiałam się jak to miałam w zwyczaju. – Mówiłam Ci, że Gabrysia jest miła.
-Giulia! – włoski przyjmujący uniósł nieco głos, a ta ze spuszczoną głową zeskoczyła z jego rąk i pobiegła w stronę pokoju, w którym miała nocować.
-Nie musiałeś tak na nią krzyczeć. – mruknęłam w jego stronę. – Pójdę się z nią pożegnać i wracam do siebie.
Nie czekałam na jego zgodę, lecz od razu poszłam w stronę, w którą chwilę wcześniej szła jego córka. Zapukałam do pokoju, a kiedy usłyszałam cichutkie „proszę” weszłam do środka. Usiadłam na krańcu łóżka i spojrzałam na nią.
-Przyszłam się pożegnać. – pogładziłam dłonią jej włosy.
-Już idziesz? – w jej oczkach dało się dostrzec smutek. – Tak szybko?
-Muszę wracać do siebie. – przytuliłam ją delikatnie. – Ale co powiesz na to, żeby jutro pójść na ciastko, hm?
-Tak, tak, tak! – zaczęła skakać po łóżku, po czym przytuliła mnie swoimi drobnymi ramionami.
-A teraz grzecznie się połóż. – podniosłam się, a kiedy Giulia się położyła okryłam jej drobniutkie ciało kołderką. Pocałowałam delikatnie ją w czółku, a ta jeszcze raz mnie przytuliła. – Dobranoc.
Podeszłam do drzwi, zagasiłam światło w pokoju i wyszłam. Zabrałam kurtkę, którą założyłam i rzuciłam krótkie „dobranoc”, po czym wyszłam z mieszkania Savaniego.
-Odwiozę Cię. – wybiegł za mną i chwycił mój nadgarstek.
-Nie trzeba, poradzę sobie. – wymamrotałam pod nosem i wyrwałam dłoń z jego uścisku.
-O co Ci znowu chodzi? – stanął przede mną i złapał mnie za ramiona. – co znowu zrobiłem nie tak?
-Nic. – spojrzałam w dal, aby nie patrząc w jego oczy. – Po prostu wracaj do córki, ona jest ważniejsza niż moja droga do akademika.
-Chcę Cię odwieźć. Mama z nią zostanie. – niepewnie się uśmiechnął.
-Odpuść sobie. – mruknęłam. – Nie widziałeś jej ponad trzy miesiące, odkąd jesteś tutaj, w Polsce i jeszcze masz ją gdzieś?
-Nie mam jej gdzieś. – uniósł głos. – Po prostu nie chcę, aby cokolwiek Ci się stało.
-Nic mi się nie stanie. – wyrwałam się z jego uścisku i pomasowałam dłonią swoje ramiona. – Dobranoc. – rzuciłam wymijając go i wyszłam.
Obejrzałam się tylko, aby zobaczyć czy nie idzie za mną, ale ku mojemu szczęściu tak nie było. Cała droga od Włocha do akademika była jedną, wielką męczarnią moich myśli. Zastanawiałam się nad wszystkim, a szczególnie nad tą całą sytuacją. Z jednej strony jego trzyletnia córeczka była taka miła, słodka i bardzo radosna, a nawet bardzo do niego podobna. Jednak z drugiej strony nie potrafiłam sobie z tym poradzić. Ta sytuacja była bardzo dziwna. Ale może po prostu bał mi się o tym wcześniej powiedzieć? Wiem dziwne wytłumaczenie dla niego, bo z drugiej strony nie miał powodów do tego, aby mnie okłamywać. Myślenie na ten temat wyłączyłam dopiero wtedy, kiedy weszłam do akademickiego mieszkania. Weszłam do łazienki i nie musiałam się martwić o to, że obudzę Milenę, bo ona była u rodziny. Wzięłam dość szybki prysznic, ubrałam pidżamę i wygodnie ułożyłam się w łóżku oddając się w objęcia Morfeusza.


***


Następnego dnia obudziłam się późno, ale to za sprawą tego, iż późno poszłam spać. Spojrzałam na zegarek. Dochodziła godzina dwunasta. Nie miałam zamiaru gotować obiadu ani nic z tych rzeczy. Zwlekłam się z łóżka rozciągając zaspane mięśnie i od razu weszłam do łazienki, gdzie nie obeszło się bez porannej toalety. Szybko się ubrałam we wcześniej zabrane rzeczy, zrobiłam delikatny makijaż, a włosy pokręciłam lokówką, po czym upięłam je wsuwkami w koka. Spryskałam ciało mgiełką i gotowa wyszłam z łazienki. Zamówiłam taksówkę. Założyłam płaszcz, zabrałam torebkę i wyszłam z mieszkania. Gdyby nie to, że obiecałam córce Cristiana to, że zabiorę ją na ciastko w ogóle bym tam nie szła. Wsiadłam do samochodu, który podjechał w tym samym momencie, kiedy ja wyszłam z akademika. Podałam kierowcy adres i odjechaliśmy z parkingu. Kiedy tylko podjechaliśmy pod wskazaną przeze mnie ulicę uregulowałam kwotę za przejazd i wysiadłam, po czym weszłam do bloku. Zapukałam pod odpowiednie drzwi, które po kilkudziesięciu sekundach otworzyła matka Savaniego. Przywitałam się z nią, a ta zaprosiła mnie do środka.
-Obiecałam wczoraj Giulii, że zabiorę ją na ciastko. – niepewnie się uśmiechnęłam. – Nie ma pani nic przeciwko temu, abym ją wzięła?
Kobieta nie odpowiedziała, tylko gdzieś zniknęła. Długo nie czekałam, aby uzyskać odpowiedź na pytanie gdzie i po co ona poszła. Nim się obejrzałam młodsza kopia Cristiana podbiegła do mnie i przytuliła się.
-To co, idziemy na to ciastko? – kucnęłam przed nią i uśmiechnęłam się.
-Babciu, mogę iść z Gabrysią? – dziewczynka spojrzała na swoją babcie, a ta kiwnęła tylko głową na znak zgody. Ubrała ją ciepło i delikatnie się uśmiechnęła. – Możemy iść. – dziewczynka klasnęła w dłonie.
Wyszłyśmy z mieszkania, a co za tym idzie również z bloku. Chwyciłam jej drobniutką dłoń i ruszyłyśmy wolnym krokiem spoglądając na chodnikowe płytki.
-A na jakie ciastko pójdziemy? – spojrzała na mnie z iskierkami w oczach.
-Na jakie tylko będziesz chciała. – posłałam w jej kierunku szczery uśmiech, a ta podskoczyła ze szczęścia.
-Gabrycha? Co Ty tutaj robisz?!




________________________________________________
No i mamy kolejny rozdział. ;). Jak myślicie, kogo spotkała Gabrysia? ;>