Widząc osobnika stojącego za drzwiami
miałam ochotę je zamknąć, ale przecież w Wigilię trzeba być miłym i dobrym. No
dobra, wypadałoby być takim. Tak jak wypada przyjąć do stołu wigilijnego
wędrowców. Zapewne tylko dlatego wpuściłam go do środka, bo gdyby był to inny
dzień na pewno zamknęła bym mu drzwi przed nosem.
-Czego jeszcze chcesz? – mruknęłam kiedy
tylko wszedł do środka i zamknął za sobą drzwi.
-Przepraszam Gabi, naprawdę Cię przepraszam
za tę całą sytuację. – spojrzał na mnie ze smutkiem w oczach. No i powiedzcie
mi, jak tutaj takiemu nie wybaczyć tego wszystkiego?!
-Nie będziemy chyba tak stali w
progu, co? – ruszyłam w kierunku salonu, ale ten chwycił moją dłoń i pociągnął
za nią odwracając mnie w swoją stronę. Poczułam się jakoś dziwnie, chociaż nie
raz chwytał moją dłoń, lecz tym razem było zupełnie inaczej. – Mógłbyś mnie
puścić?
-Przepraszam. – westchnął. – Chodź ze
mną, proszę Cię.
-Cristian, nie mam ochoty nigdzie
wychodzić. – jęknęłam.
-Proszę cię jedynie o to, zrób to dla
mnie. – no i znów te jego oczy wzięły górę nad moim umysłem.
Długo się nie zastanawiałam i
zabrałam swój czarny płaszcz. Wyszliśmy z akademickiego mieszkania, a na
korytarzu spokojnie założyłam owe odzienie.
-Gdzie Ty mnie prowadzisz? –
spojrzałam na niego kiedy wyszliśmy z akademika.
Nie odpowiedział. Cóż, chyba
pozostało mi jedynie przyzwyczaić się do tego jego milczenia i do tej tajemniczości.
Podeszliśmy do jego samochodu. Otworzył drzwi i poprosił mnie, abym wsiadła do środka.
-Ale o co ci chodzi? – spojrzałam na
niego stając przy drzwiach samochodu.
-Zaufaj mi. – delikatnie się
uśmiechnął i chwycił moją dłoń. Znów poczułam to dziwne uczucie w środku. – Chociaż
raz nie zadawaj pytań.
-Niech będzie. – westchnęłam wsiadając
do samochodu Włocha.
Na jego twarzy dało się zauważyć
delikatny uśmiech. Zamknął drzwi od strony pasażera, okrążył samochód i usiadł
na miejscu kierowcy, a po kilkudziesięciu sekundach odjechaliśmy. Nie zadawałam
pytań, a on nie palił się do jakieś rozmowy, dlatego cała droga minęła nam w
milczeniu, przymusowym, bo przymusowym, ale w milczeniu.
-Chodź. – odezwał się dopiero wtedy,
kiedy otworzył drzwi od mojej strony.
-Ale gdzie? – mruknęłam chwytając
jego dłoń, po czym wysiadłam z samochodu, a on zamknął za mną drzwi, po czym
cały samochód. – Powiesz mi wreszcie o co chodzi.
-Posłuchałem Ciebie i zadzwoniłem do
mamy. – przerwałam mu.
-Wiem o tym. – wymamrotałam pod nosem
i spojrzałam na niego. – Ale teraz co ja mam do tego?
-Dasz mi skończyć? – uniósł brew ku
górze i delikatnie się uśmiechnął. Kiwnęłam tylko głową dając mu możliwość kończenia
swojego monologu. – Więc okazało się, że przyjechała do Polski i czekała na
mnie na lotnisku. – jego uśmiech z każdą sekundą stawał się coraz wyraźniejszy.
– A razem z nią przyjechała moja córka.
-Ponowię swoje pytanie. – stanęłam w
miejscu i oparłam ręce na biodrach. – Co ja mam do tego, że Twoja mama
przyjechała?
-Chcę, abyś poznała moją córkę. –
chwycił moją dłoń i pociągnął w swoją stronę.
-Chwila, chwila, chwila! –
zatrzymałam się i wyrwałam dłoń z jego uścisku. – Nie mam zamiaru nikogo
poznawać! – krzyknęłam, a on nie wiedział o co ten mój krzyk. W prawdzie sama
nie wiedziałam, bo przecież chciał mnie tylko przedstawić, ale wolałam aby tego
nie robił. – Zawieś mnie do akademika!
-Gabi, daj spokój. – podszedł do mnie
i delikatnie się uśmiechnął.
-Nie, Savani. – powiedziałam już
nieco spokojniej, aby nie wszczynać jakiejś niepotrzebnej kłótni. – Odwieź mnie.
-Dlaczego boisz się jej poznać? –
stanął jeszcze bliżej mnie. Smutek w jego oczach wyrażał więcej niż słowa,
które mógłby wypowiedzieć. – Nie rozumiem.
-Może po prostu nie chcę, aby Twoja
mama pomyślała sobie, że jesteśmy parą? – szepnęłam nie odrywając wzroku od
jego oczu.
-Nie pomyśli tak, wytłumaczę jej
wszystko. – delikatnie się uśmiechnął i wysunął w moją stronę dłoń.
-Znów mnie prosisz? – nie wytrzymałam
i zaśmiałam się, ale Savaniego widocznie też to rozśmieszyło, bo nie przestawał
mi towarzyszyć w śmianiu się. Chwyciłam jego dłoń, a ten ją delikatnie uścisną.
– Ostatni raz. Cristian, ostatni.
Nie powiedział nic. Ukazał tylko
rządek swoich białych zębów i razem ruszyliśmy w stronę wejścia do jego bloku.
Może nie bloku, bo wiecie, tak trochę dziwnie to zabrzmiało, nie sądzicie? Tak
jakby, hm.. Jakby cały ten budynek należał do niego, a przecież tak nie jest,
bez przesady. Ale to tylko takie moje małe dygresje na ten temat, lecz
wracając. Weszliśmy do jego tymczasowego lokum, bo jak to on sam powiedział, nie
pomieszka tutaj za długo. Cóż, jak kto woli, można i tak. Zapalił na
przedpokoju światło i pomógł mi zdjąć płaszcz, który odwiesił na wieszak. Weszliśmy
w głąb jego mieszkania.
-Widzisz, śpią, odwieź mnie. –
stwierdziłam, kiedy weszliśmy do salonu.
-Tatusiu, tatusiu! – dotarł do mojego
ucha krzyk. Chyba głupek nawet by się domyślił, że to wołała jego córka.
-Cześć kochanie. – kucnął przed nią,
przytulił ją i poczochrał jej blond włoski.
-Dzień dobry, jestem Gabriela. – nie mogłam
się powstrzymać i sama kucnęłam obok Włocha, po czym uśmiechnęłam się
delikatnie i wystawiłam rękę w kierunku małej dziewczynki.
-Giulia. – niepewnie uścisnęła moją
dłoń, po czym zarumieniona zatonęła w objęciach Savaniego.
Była bardzo podobna do niego. Te same
oczy, które zapewne miała po tacie jak i również uśmiech. Ten delikatny,
niepewny uśmiech, który na twarzy Cristiana sprawiał, że się rozpływam i nie
potrafię sprzeciwić się jego słowom. Jednak na szczęście on nie wiedział o tym.
Na szczęście dla mnie.
-Dzień dobry. – jego matka podeszła
do nas i wystawiła dłoń w moją stronę. – Jestem Beatrice, miło mi.
-Gabriela. – uścisnęłam dłoń kobiety.
– Zapewne mama Cristiana.
-Niestety. – zaśmiała się, ale kiedy
spotkała się ze złowrogim wzrokiem syna od razu się zaśmiała.
-Powiesz mi, ile masz lat? – ponownie
kucnęłam przed dziewczynką.
-Trzy. – szepnęła ciągle wtulona w
klatkę piersiową Włocha. – A pani?
-Kochanie, nie można pytać innych o
wiek. – przyjmujący spojrzał na nią, a ta momentalnie przeniosła wzrok na swoje
buty. – Gabi, przepraszam.
-Daj spokój, to dziecko. – chwyciłam delikatnie
jej dłoń. – Jestem dużo starsza od Ciebie. Mam dwadzieścia jeden lat.
-Tatusiu, ile to jest dwadzieścia
jeden? – ze swoich butów przeniosła wzrok na twarz ojca i momentalnie wyrwała
dłonie z mojego uścisku.
-Dużo szkrabie. – Cris pstryknął
palcem w jej nosek i poczochrał włoski. – A teraz chodź, umyjemy się szybko, a
jutro z rana się wykąpiesz, dobrze?
Dziewczynka nie odpowiedziała tylko
od razu pobiegła w stronę, którą wskazał jej Savani. Ja podniosłam się i
spojrzałam na niego z delikatnym uśmiechem. Przeprosił mnie na chwilę i pognał za
małą, a mnie zostawił ze swoją matką.
-Długo pani zna mojego syna? – pani Beatrice
zwróciła się do mnie uważnie mi się przyglądając.
-Poznaliśmy się na prezentacji
zawodników Resovii. – za samo wspomnienie na moją twarz wkradł się uśmiech. –
Czyli od rozpoczęcia sezonu.
-Jest dla Ciebie kimś ważnym, czy
chcesz go po prostu wykorzystać? – yhym, świetna rozmowa się zapowiada.
-Do czego pani zmierza? – zmrużyłam oczy
spoglądając na nią.
-Chcę tylko wiedzieć czy jest dla
Ciebie kimś ważnym. – usiadła na kanapie, chwyciła moją dłoń, po czym usiadłam
obok niej.
-On jest..
____________________________________________________
Jest kolejny, mam nadzieję, że się spodoba. ;)